Anaksymandrym, a po prowdzie nie był to nikt inksy ino sóm Stefek Łaciok zChyźnego Tyn dopiero śpekulowoł! Ludzie góniyli za dutkami, harowali przysianie,...

Pokaż mi serce nie opętane zwodniczymi marzeniami, a pokażę ci człowieka szczęśliwego.

Wychodził z rana zza chałupe,
patrzoł, jak gmły ku niebu z ziemi idą, wiater od Babiej Góry ku Tatróm ciągnie
i dziwowoł się światu. Fto się dziwuje, ten się wydziwuje. Stefan Łaciok z
Chyźnego pytoł sóm siebie: co było na pocątku? I naloz! Na pocątku była pustać.
Jakbyś siedzioł w Chyźnym, to byś tak samo godoł. Nie wiem, cy wiecie, co to
"pustać"? Pustać to jest jakby pół nicego. To się ciągnie, ciągnie i nie kóńcy.
Jak te pola między Jabłonkom a Chyźnym. Spróguj chycić kose i kosić. Idzies krok
po kroku i nic ci nie ubywo. Pierwej umres, jako dokosis do końca. Pustać to
jest jakby te wanty w Dolinie Waksmundzkiej w Tatrak. Wanta na wancie, z jednej
strony takie białawe, z drugiej cyrniawe a syćkie takie jakiesi ślepe i głuche.
Godóm wóm - pustać, pół nicego. Pustać - to jest casym i chłop dlo baby. Kie
chłop babe domierzi, to baba do niego: "ty pół nicego!" Cy z takiego moze
powstać co dobrego? Moze się co urodzić? Z takiej chłopskiej pustaci? To dopiero
pytanie! Ale Stefan Łaciok z Chyźnego wiedzioł, ze z pustaci rodzi się sama
niesprawiedliwość. Bo dajmy na to, ze urodzi się kamień. Juz tyn kamień
przepycho się i rozpycho, łokaciami robi, coby inkse kamienie od sie odsunąć i
samemu ino być na tym świecie. Abo niech się narodzi trowa. Juz ta jedna trowa
drugóm trowe od się odpycho, coby jej rosy nie wypiyła. Niech się narodzi
robocek, na tyn przykłod pająk. Juz tyn pająk sieć zastawio, coby mucha do sieci
wpadła. Nieg-ze się narodzi owca. Juz na tóm owce ceko wilk. Zbojeckie prawo
rządzi światem. Owca gryzie trowe, wilk owce, wilka pchły zrejóm, a nad syćkim
wisi pustać. Świat stoi zbójeckim prawem. Pamięć o myślach Stefana Łacioka z
Chyźnego jest je wse zywo. Ludziska zabacują, fto pedzioł, ale wiedzóm, co
pedzioł. A nobardziej siedzi im w głowie ta pustać, to pół nicego, nicość, to
takie nic. Leonowi Korkosowemu z Łopusnej ukozało się toto we flasce. Powiem
więcej: ono wysło z flaski. Chłopi przi gorzołce medetowali, co by to miało być,
to "nic". Leon im pedzioł: "to jest pół litra na dwók". Myśli mądrych ludzi
wiecnie zywe. * * * Byliście kie na Marusynie? Jag-eście nie byli, to idźcie. Na
Marusynie zył przed rokami mędrol, co się znoł ze Stefkiem Łaciokiem, orawskim
Anaksymandrem, a nawet godoł do niego "stryku", a nazywoł się nie Anaksymenes,
jako pisóm, ale zwycajnie Józek Staszel z Marusyny Óni oba się spotykali, kie
śli z miasta z jarmaku. A na Orawe chodziyło się wtedy koło wody. To siadowali
se nad wodóm, a kie się im jeść chciało, to łapali ryby, piekli na ogniu i furt
sami siebie pytali: "Co było na pocątku?" Kie Stefek Łaciok pedzioł, ze
"pustać", to mu Józek zaprzecył: "Nijakim prawym, stryku, nie jest to pustać, bo
z pustaci moze się wziąć ino samo nic". To Anaksymander, rzeke Stefek Łaciok, na
to: "No to co?" Józek - niby Anaksymenes, wywodziył tak: - Na pocątku był dych.
Z dychu biere się w-dych, wy-dych, od-dych. Jak się dych skupi, to rodzi się
dusa. Dusa trzymo cłeka w kupie. Bo jakby nie trzymała, to byście-sie ozlecioł,
na amen. Dych rozmaicie duje. Kie wyjdzies na wierch Marusyny, to go dobrze
cujes. Cujes, jak w ciepły dzień miełośnie ogarnio świat. A jak się zezłości, to
Jezus Maryjo! Piere śniegiem, siece dyscym, łómie drzewa, chałupy przenosi z
miejsca na miejsce. Bosko moc. Jak się dych rozrzedzi, to z tego powstaje ogień.
Widzicie go? Kie je rzodki, robi się gorący i ucieko ku niebu. I z tego
powstajom gwiozdy. A kie gęstnieje, to staje się wiatrym, a kie jesce barzej
zgęstnieje, to robi się chmura, a z chmury leci woda - bo woda, to tyz
powietrzny dych ino ze mokry. Mokry dych wsiąko w ziem i rodzi kamienie. A pote
to juz powstaje cało reśta. Syćko gęstnieje i się rozrzydzo i zaś gęstnieje i
się rozrzydzo. Pedzioł byś, ze pulsuje. Jako ta krew. Tu jest pocątek. Stefek
Łaciok nie doł się przekabacić. Starsy był i nie pasowało ustępować młodsymu. I
tak się ozchodzili: jedyn ze swoim powietrznym dychym, a drugi ze swojóm
pustaciom. Ale po Józku Staszlu, podhalańskim Anaksymenesie, i tak cosi zostało.
Bo ón jesce do tego syćkiego był muzykantym. Co robióm muzykanty? Muzykanty
rządzóm wiatrym. Chytajóm powietrzny dych w smycki i przekładajóm go na struny.
A grajóm tak. Prym gro nute: "...Ej tam od Tater, od ciemnych Tater, ej poduhuje
halny wiater..." Asekund zaś mu wtóruje: "A-nie-pustać, a-nie-pustać, a-nie-
pustać..." I w tyj muzyce słychać, jako się nad potokiem Rogoźnikiem, niedaleko
marusyńskiej Skałki, w pogodny letni dzień spierajóm po jarmaku Józek-
Anaksymenes ze Stefkiem-Anaksymandrem. * * * Tyn, co go nazwali Heraklitem z
Efezu naprowde nazywoł się Jędrzkiem Chmurom z Pyzówki Był to cłek honorowy i
nosiył się wysoko. Musiołeś go było długo pytać, coby się do cie obezwoł.
Spytołeś się, cymu cicho siedzi, odpowiadoł: "cobyście wy godać mogli". Cały
Jędrek. Ociec jego był bacóm w dolinie Jarząbcej. Kie Jędruś był mały, to mu
ociec kazowoł ognia w kolebie pilnować. I w ogniu ukozała się Jędrusiowi prowda.
Bo ogień jest taki: ciśnies do ognia gałązke, on jom obłapi jak miełośnik jaki,
a gałązka się cało gnie i cyrwiyni. Kie juz jóm na syćkie stróny wyobłapio, to z
gałązki zostaje sóm popiół, a reśta w góre ku niebu leci. Jędruś zapatrzowoł się
Copyright (c) 2009 Pokaż mi serce nie opętane zwodniczymi marzeniami, a pokażę ci człowieka szczęśliwego. | Powered by Wordpress. Fresh News Theme by WooThemes - Premium Wordpress Themes.