- Czy pamiętasz, że jesteśmy zaproszeni do Auffenbergów na kolację? Oparzyłaś mnie, głupia! - krzy­knęła na madame Charlotte, która usiłowała...

Pokaż mi serce nie opętane zwodniczymi marzeniami, a pokażę ci człowieka szczęśliwego.


Pół godziny później zjawiła się w gabinecie męża.
- Jak wyglądam? - spytała.
- Wspaniale - powiedział całkiem machinalnie generał, po czym spojrzał na żonę i stwierdził, iż tak jest istotnie, więc wyszukał w pamięci bardziej odpo­wiednie słowo i dodał: - Wyglądasz porywająco!
Odkąd zaczęło się śledztwo w sprawie Madera, nie­wiele czasu spędzał w towarzystwie żony. Był więc teraz zaskoczony widząc, że odzyskała dawną pogodę ducha. Zniknęło przygnębienie, apatia i obrażona, od­pychająca mina.
- Więc ten nieszczęsny skurczybyk był impoten­tem? - rzekła.
Wencel spojrzał na nią zdumiony. Sprawa o otrucie cyjankiem tak mu stale zaprzątała głowę, że od razu uświadomił sobie, iż chodzi o Madera.
- Z czego to wnioskujesz?
- Bo inaczej nie zażyłby tych pigułek z cyjankiem, prawda?
- Kapsułek - poprawił ją pedantyczny generał.
- Mniejsza o to. Ale je zażył. To znaczy, że po­trzebny mu był jakiś afrodyzjak.
Lili Wencel uważała się za osobę nowoczesną, toteż często wybuchały między nimi kłótnie z powodu jej śmiałych wypowiedzi, między innymi na tematy sek­sualne, i generał zarzucał jej, że jest sprośna, bezwstyd­na i trywialna.
Podniósł się, chociaż wiedział, że mają jeszcze co najmniej kwadrans do wyjścia.
- Idziemy już? - spytał.
- Jeszcze nie. Nie mam ochoty zastać Idy przy na­kładaniu na twarz wojennych barw - odrzekła Lili Wencel czyniąc aluzję do gospodyni przyjęcia, Idy Auffenberg.
Generał Wencel usiadł posłusznie z powrotem na krześle.
- W gazecie napisali, że Mader miał romans z Anną Gabriel.
- Tak, miał.
- To by się zgadzało. Był impotentem i musiał mieć kobietę w rodzaju Anny, aby zbudziła w nim męż­czyznę. Ale i ona nie potrafiła dokonać tej sztuki. Dlatego zażył te pigułki, przepraszam, kapsułki.
- Możliwe, że był impotentem. Co z tego? - Nu­żył go już ten temat.
- Jakież to śmieszne! Tacy z was błędni rycerze. Wielcy kochankowie. Wspaniali goje! Jak wy olśnie­wacie, czarujecie i uwodzicie na wszystkie strony! Ale jak przychodzi do rzeczy, to gaśniecie jak zmokłe fajerwerki! - wykrzykiwała donośnym, piskliwym głosem, tak mu dobrze znanym i wstrętnym.
Spoglądał na nią mocno zakłopotany. Za cichą zgo­dą obojga nie rozmawiali nigdy o dzielącej ich różnicy pochodzenia. Obydwoje zaliczali się do żarliwych ka­tolików, a niedzielna msza w kościele garnizonowym była jedną z niewielu czynności, w której pospołu uczestniczyli. Zaniepokoiła go więc nagła zjadliwość w jej głosie. Nie wiedział, czy było to wymierzone pod jego adresem, czy Richarda Madera. Ponownie wstał z krzesła.
- Chodźmy już - powiedział lodowatym tonem sędziego, przyprawiającym wielu skazanych o dreszcz strachu. - Wolę być za wcześnie niż za późno. Poza tym muszę jutro wstać o świcie, żeby pojechać do Linzu na posiedzenie komisji. Niech to diabli!
Umyślnie nie powiedział jej, że podróż dotyczy sprawy Madera. Znów miałaby okazję, by wrócić do roz­mowy o zmarłym kapitanie i jego impotencji.
Linz spowijała gęsta jesienna mgła. Temperatura spadła do trzech stopni poniżej zera i robiło się coraz zimniej. Nagie drzewa i krzewy chwiały się niczym szkielety na wietrze, zbyt apatycznym, by rozpędzić opary. Dunaj jeszcze nie zamarzł, a jego ziemistoszara toń była odbiciem smutnego nieba. W taki dzień lato wydaje się wytworem fantazji pijanego poety. Bo czyż słońce może kiedykolwiek wychynąć spod grubej war­stwy chmur ścielących się jak okiem sięgnąć niczym rozpostarty baldachim?
Mimo wszystkich środków ostrożności podróż ko­misji nie pozostała długo tajemnicą. Z pociągu, którym przyjechali do Linzu, wysypała się też gromada re­porterów. Gnali za fiakrami wiozącymi członków ko­misji od stacji do miasta, jak głodne wróble polujące na końskie łajno.
Pułkownik von Instadt, który powitał komisję w swej kancelarii w dowództwie pułku, zareagował na oskarżenie wysunięte pod adresem porucznika Dorfrichtera tak samo, jak wtedy, gdy się o tym dowie­dział, to znaczy nie dawał temu wiary.
- Nie, panowie - powiedział. - Po pierwsze, nie mogę uwierzyć, by którykolwiek oficer tej armii mógł popełnić tak potworną zbrodnię. Po drugie, to nie­prawdopodobne, by Peter Dorfrichter był w to wmie­szany. Mówicie o urażonej ambicji, zawiści i psycho­patii. Ależ to absolutnie sprzeczne z charakterem Dorfrichtera! Tak się właśnie składa, że znam tego czło­wieka bardzo dobrze. Kiedy pułk mój brał udział w aneksji Bośni i Hercegowiny, Dorfrichtera przydzie­lono na oficera łącznikowego do 15 brygady. Byłem wówczas, z powodu incydentu, nad którym nie chcę się teraz rozwodzić, czasowo zwolniony z dowodzenia. Wielu mych kolegów oficerów uznało, że padłem ofiarą niepomyślnego zbiegu okoliczności, ale tylko jeden Dorfrichter miał odwagę wysłać raport do Minister­stwa Wojny w tej sprawie. Postąpił wbrew regulami­nowi i, o czym dobrze wiedział, ryzykował całą swą karierę. Gdyby był psychopatą, jak wy to utrzymu­jecie, nie walczyłby w mej sprawie ściągając na siebie niechęć ministerstwa. Po trzecie, jest wyjątkowo uta­lentowanym człowiekiem i mógłby sobie z łatwością znaleźć miejsce w świecie cywilów, ale on woli zawód wojskowego. Jest oficerem najbardziej oczytanym i wykształconym wśród mych podwładnych. Mówi i pi­sze w sześciu językach: niemieckim, francuskim, an­gielskim, włoskim, węgierskim i czeskim. Moim zda­niem to wielki błąd i strata dla armii, że go nie wcie­lono do Korpusu Sztabu Generalnego.
- Ufam całym sercem, że słuszność jest po pana stronie, drogi pułkowniku - odrzekł generał Wencel. - Musimy jednak kontynuować śledztwo. Ale bę­dziemy postępować z największym, jak tylko można, taktem i ostrożnością, by nikt, nawet sam Dorfrichter, nie domyślił się, że go podejrzewamy. Nie chcemy bowiem naznaczać piętnem niewinnego człowieka. Przesłuchanie powinno przebiegać bez urzędowej ce­lebry, w duchu koleżeńskiej atmosfery, a wezwani ofi­cerowie mają zgłaszać się na przesłuchanie w porządku alfabetycznym.
 
Copyright (c) 2009 Pokaż mi serce nie opętane zwodniczymi marzeniami, a pokażę ci człowieka szczęśliwego. | Powered by Wordpress. Fresh News Theme by WooThemes - Premium Wordpress Themes.