Leżąc na łóżku, Jessie zaczęła sobie mgliście zdawać sprawę, że bolą ją barki, czuła ostre pieczenie w gardle, a przede wszystkim zrozumiała, że chociaż...

Pokaż mi serce nie opętane zwodniczymi marzeniami, a pokażę ci człowieka szczęśliwego.

W pierwszym upajającym przypływie tryumfu wydawało jej się oczywiste, że czmychnie z podwiniętym ogonem, a przecież nie uciekł. Co gorsza, znów się zbliżał. Ostrożnie, owszem, mając się na baczności, a jednak się zbliżał. Jessie czuła, jak gdzieś w jej wnętrzu pulsuje nabrzmiały zielony wrzód pełen trucizny – gorzkiej, śmiercionośnej niczym szalej. Bała się, że jeśli wrzód pęknie, ona sama zadusi się własną bezsilną wściekłością.
– Wynoś się, sukinsynu! – odezwała się do psa chrapliwym głosem, w którym zaczynała już pobrzmiewać panika. – Wynoś się albo cię zabiję! Nie wiem jak, ale przysięgam na Boga, że cię zabiję!
Pies znów się zatrzymał, spoglądając na nią głęboko zaniepokojonym wzrokiem.
– Dobrze, wobec tego posłuchaj – ciągnęła Jessie. – Słuchaj uważnie, bo nie cofnę się przed niczym. Absolutnie niczym. – Znów zaczęła krzyczeć, choć jej głos niekiedy się załamywał, przechodząc w ochrypły szept: – Zabiję cię! Zabiję! Przysięgam, że cię zabiję, WIĘC SIĘ WYNOŚ!
Pies, którego mała Catherine Sutlin ochrzciła imieniem Prince, spojrzał na sukoludę, na mięso, na sukoludę i znów na mięso. Wreszcie podjął decyzję, którą ojciec Catherine nazwałby kompromisem. Pochylił łeb, ciągle nie spuszczając Jessie z oczu, i chwycił zębami poszarpaną masę mięśni, ścięgien i tłuszczu, która była ongiś prawym bicepsem Geralda Burlingame’a. Później szarpnął do tyłu, warcząc. Ramię Geralda uniosło się, jego bezwładna dłoń zdawała się wskazywać mercedesa stojącego pod wschodnim oknem na podjeździe.
– Przestań! – wrzasnęła Jessie. Jej zdarty głos coraz częściej się załamywał i krzyki przechodziły w falset. – Nie masz jeszcze dość?! Po prostu zostaw go w spokoju!
Bezpański pies nie zwracał na nią uwagi. Potrząsał szybko łbem w obie strony, podobnie jak wtedy, gdy Cathy Sutlin szarpała się z nim dla zabawy, próbując wyrwać mu z paszczy gumową piłeczkę. Tym razem jednak nie była to zabawa. Oddzielał mięso od kości, a z jego pyska bryzgały kropelki śliny. Wypielęgnowana dłoń Geralda zataczała w powietrzu dzikie kręgi. Kojarzył się z dyrygentem, usiłującym zmusić orkiestrę do przyśpieszenia tempa.
Jessie znów usłyszała głuche chrząknięcie i nagle poczuła, że za chwilę zwymiotuje.
Nie, Jessie! – zawołała ze strachem Ruth. – Nie wolno ci tego zrobić! Zapach wymiocin może spowodować, że weźmie się za ciebie!... WEŹMIE SIĘ ZA CIEBIE!!!
Jessie wykrzywiła boleśnie twarz, usiłując zapanować nad torsjami. Rozległ się odgłos darcia i mignął jej obraz psa – stał zaparty przednimi łapami o podłogę i trzymał w pysku długi elastyczny pas złożony z ciemnoczerwonych włókien.
Natychmiast zacisnęła powieki. Spróbowała zasłonić dłońmi twarz, zapominając na chwilę, że jest w kajdankach. Jej ręce zatrzymały się przynajmniej sześćdziesiąt centymetrów od siebie, zabrzęczały łańcuszki. Jęknęła z rozpaczą. Brzmiało to jak kapitulacja.
Znów usłyszała odgłosy ciamkania i darcia, po czym nastąpiło kolejne radosne cmoknięcie. Nie otworzyła oczu.
Bezpański pies jął się cofać w stronę drzwi do sieni, nie spuszczając ślepi z sukoludy na łóżku. W pysku trzymał duży lśniący ochłap, kawałek Geralda Burlingame’a. Gdyby sukoluda na łóżku próbowała go odebrać, zamierzał stanowczo się przeciwstawić. Nie był w stanie myśleć – przynajmniej nie w ludzkim znaczeniu tego słowa – jednakże jego skomplikowany system instynktów skutecznie zastępował myślenie i pies rozumiał, że to, co zrobił, jest czymś monstrualnym i niewybaczalnym, ale nie jadł już od wielu dni. Pozostawił go w lesie człowiek, który wrócił do domu pogwizdując melodyjkę z „Bom Free”. Prince zdychał z głodu. Gdyby sukoluda spróbowała odebrać mu posiłek, zamierzał walczyć.
Zerknął na nią po raz ostatni, zobaczył, że nie stara się wstać z łóżka, i odwrócił się. Zaniósł mięso do sieni i położył się na brzuchu, trzymając je mocno łapami. Na chwilę zerwał się wiatr, który uchylił, a później zatrzasnął drzwi. Pies zerknął krótko w tę stronę i zrozumiał instynktownie, że w razie potrzeby może pchnąć drzwi pyskiem i uciec. Upewniwszy się co do tego, zaczął jeść.
9
Mdłości stopniowo minęły. Jessie leżała na wznak z zaciśniętymi powiekami, czując bolesne pulsowanie w ramionach. Narastało powolnymi falami i z przerażeniem domyślała się, że to dopiero początek.
Chcę zasnąć – odezwał się głosik małej dziewczynki, w tej chwili wstrząśnięty i zalękniony. Nie obchodziła go logika ani to, co możliwe lub niemożliwe. – Prawie spałam, gdy przyszedł zły pies, a teraz chcę znowu zasnąć.
Jessie było jej serdecznie żal. Rzecz w tym, że nie czuła już senności. Widziała przed chwilą, jak pies wyrywa kawał ciała jej męża, i wcale nie chciało jej się spać.
Copyright (c) 2009 Pokaż mi serce nie opętane zwodniczymi marzeniami, a pokażę ci człowieka szczęśliwego. | Powered by Wordpress. Fresh News Theme by WooThemes - Premium Wordpress Themes.