- Więc pan myśli, że to, co zdarzyło się dzisiaj...
Pokaż mi serce nie opętane zwodniczymi marzeniami, a pokażę ci człowieka szczęśliwego.
..?- Może mi pan wierzyć lub nie. To jest dzieło Iblisa.
PrychnÄ…Å‚em pogardliwie.
- W rzeczy samej, nie wierzę panu. Czy spodziewał się pan, że uwierzę?
- Nie, chyba się nie spodziewałem - odparł John Bososama, Starł błyszczące krople deszczu z krótko przystrzyżonych włosów. Potem powtórzył ze smutkiem: - Nie spodziewałem się.
- To znaczy... jak on się tu dostał... do Nowego Jorku?
Ten Iblis?
John Bososama wzruszył ramionami.
- O ile wiem to bardzo dawno temu. W czasach handlu niewolnikami. Statek niewolniczy, African Galley, pożeglował w zimie tysiąc siedemsetnego roku do New Callebarr w Afryce Zachodniej po niewolników i kość słoniową. Między niewolnikami, których statek wziął na pokład, był młody człowiek o nazwisku Bongoumba, podobno nadludzko silny i, jak mówiono, szalony albo opętany. Został przywieziony do Nowego Świata i sprzedany, chociaż ze względu na jego szaleństwo trzeba go było trzymać przez dwadzieścia cztery godziny na dobę w kajdanach. Jednakże pewnego dnia wyswobodził się i zgwałcił czarną niewolnicę, która w rezultacie zaszła w ciążę. Urodziła syna i w ten sposób zapoczątkowała ród Bongoumba, który istnieje do dziś. Kiedy w obecnych czasach czarni zainteresowali się badaniem swych korzeni, dziedziczne szaleństwo rodu Bongoumba zaczęło okazywać swoją potęgę. A kiedy czarni zwrócili się ku religii, która najbardziej im odpowiadała, to znaczy ku islamowi, wówczas duch Iblisa, drzemiący od wielu pokoleń, obudził się. Było to jakby rozmnożenie ciała przechowywanego w komorze kriogenicznej.
- Kiedy pan do tego doszedł? - chciałem się dowiedzieć.
Wóz policyjny podjechał do krawężnika, więc nie mogliśmy dłużej rozmawiać.
John Bososama spojrzał na mnie. Pod oczami zebrały mu się błyszczące krople, które mogły być deszczem lub łzami.
- Był młody człowiek nazwiskiem Duke Jones. Jego dziedziczne nazwisko, afrykańskie, brzmiało: Bongoumba.
Mieszkał tu, w tym mieszkaniu, a ta młoda dziewczyna, którą widziałeś, była jego żoną. Bongoumba czuł w sobie jakąś straszliwą, ponurą moc od chwili, gdy został muzułmaninem. Było to coś złego, mściwego i niesamowitego. Coś, co mogło nim całkowicie zawładnąć. Dlatego przywiozłem mu tę paczkę.
W trakcie mojej podróży służbowej do Arabii Saudyjskiej zboczyłem do Zairu i nabyłem wszystkie amulety, których dawni szamani używali do przepędzania ducha Iblisa. Magiczne krążki, włosy lwa, kości mające moc magiczną.
- Trochę prymitywne, prawda? - zapytałem.
Pokiwał głową i prawie się uśmiechnął.
- Racja, ale mamy do czynienia z bardzo prymitywnym diabłem. Ze złym duchem z dawnych, dawnych czasów. Uczą nas, że każda religia ma swoje demony, jeśli więc przyjmujemy tak starożytną religię jak islam, będziemy mieli do czynienia z jej starożytnymi zagrożeniami.
- Więc wierzy pan w Allaha i Mahometa?
- Bardziej niż kiedykolwiek. Im więcej znajduję dowodów istnienia Iblisa, tym głębiej wierzę w wielkość i moc Allaha i jego świętego wysłannika. Czyż szatan nie jest najlepszym dowodem istnienia Boga?
Podszedł policjant w skórzanej kurtce i zwrócił się do nas:
- Czy to wy wzywaliście policję? W sprawie zabójstwa?
John Bososama potwierdził.
- Ona jest na górze - powiedział ciężko. - Obawiam się, że nie żyje od dawna.
Przeszedłem kompletne, rutynowe badanie policyjne i spędziłem długie godziny na posterunku, ale w końcu detektywi puścili mnie do domu. Zmęczony, zjadłem talerz zimnego makaronu i przed pójściem do łóżka obejrzałem ostatnie wiadomości. Judy była troszeczkę wstawiona, ale kiedy opowiedziałem jej, co się stało, współczuła mi i przyrządziła mocny koktajl z whisky, bym mógł zasnąć.
Nie opowiedziałem jej niczego z tych bajek o Iblisie.
Niezależnie od tego, że sam nie uwierzyłem w tę historię, nie chciałem przysparzać jej nocnych koszmarów. Wystarczyło pomyśleć o girlandach jelit czarnej dziewczyny, bez dodawania do nich obrazu potwora o wielbłądziej głowie, z wieloma rzędami kłów. Budziłem się w nocy parę razy na dźwięk syren na Dwunastej Ulicy, gdzie mieszkaliśmy, i zastanawiałem się, jaki, do cholery, jest sens istnienia świata. Czy rzeczywiście istnieje tajemniczy, przerażający świat podziemny, opanowany przez diabły i demony, czy to jedynie zły sen? Usłyszałem w ciemności jakiś chroboczący odgłos. Miałem nadzieję, że to nic gorszego niż mysz.
Przez dwa czy trzy tygodnie życie toczyło się normalnie. Budziłem się rano, jechałem metrem do przedsiębiorstwa taksówkowego, brałem wóz i wyjeżdżałem na służbę. Woziłem biznesmenów, ludzi załatwiających sprawunki, stare zmęczone kobiety, menedżerów, modelki, prostytutki i turystów. Przemierzałem miasto wzdłuż i wszerz. Tkwiłem w korkach na Herald Square. Prześlizgiwałem się przez Szóstą Aleję. Pokonywałem trasę tam i z powrotem na lotnisko. Jeździłem po opadających liściach w Central Parku. Było tam zimno i elegancko, a w powietrzu zawsze unosiła się woń przypalonych precli.
Któregoś dnia, kiedy przybyłem do pracy, z małego przegrzanego pomieszczenia, ozdobionego zdjęciami Chesty Morgan, wyszedł mój szef i wręczył mi paczkę.
- To dla ciebie - powiedziaÅ‚. – PrzyniósÅ‚ jÄ… jakiÅ› czarny facet. MówiÅ‚em, że wkrótce przyjdziesz, ale on nie chciaÅ‚ poczekać.