– A więc jestem hipokrytą – odparł Myron...

Pokaż mi serce nie opętane zwodniczymi marzeniami, a pokażę ci człowieka szczęśliwego.

– Zadowolony?
– Ja nie o tym.
– A o czym?
– Nie jesteś hipokrytą. Mierzysz bardzo wysoko. To, że twoje strzały nie zawsze sięgają celu, nie czyni z ciebie obłudnika.
– Z czego wniosek, że cele nie uświęcają środków. Najwyżej czasami.
Win rozłożył ręce.
– A widzisz? Zaoszczędziłem ci wielu godzin grzebania w duszy. Może powinienem rozważyć, czy nie napisać podręcznika w stylu „Jak najlepiej gospodarować własnym czasem”.
– Są – dobiegł przez komórkę głos Esperanzy.
Win przyłożył telefon do ucha.
– Ile osób? – spytał.
– Wchodzą trzy. Susan Lex. Granitowy gość, o którym tyle mówi Myron. I ochroniarz. Dwóch zostaje na zewnątrz.
– Zorra – powiedział Win do słuchawki. – Miej oko na tych dwóch dżentelmenów.
– A gdyby się ruszyli?
– To ich powstrzymaj.
– Z przyjemnością.
Zorra zachichotała. Win uśmiechnął się. Witamy w telefonie zaufania dla psycholi. Tylko 3,99 $ za minutę. Pierwsza rozmowa za friko.
Zaczekali. Minęły dwie minuty.
– Środkowa winda – poinformowała Esperanza. – Wsiedli wszyscy troje.
– Ktoś z nimi jedzie?
– Nie... zaraz. Cholera, wsiadają dwaj biznesmeni.
Myron zamknął oczy i zaklął.
– Zadanie dla ciebie – powiedział Win.
Myronowi strach ścisnął serce. Windą wjeżdżali niewinni ludzie. Świadkowie. Przemoc była nieunikniona.
– Tak? – spytał.
– Chwileczkę – odezwała się Esperanza. – Granitowy zagrodził im drogę. Chyba kazał im zaczekać na drugą windę.
– Ochrona tip-top – rzekł Win. – Dobrze, że nie mamy do czynienia z amatorami.
– W porządku. W środku tylko troje – poinformowała Esperanza.
Myronowi wyraźnie ulżyło.
– Winda się zamyka... już.
Myron nacisnął guzik „góra”. Win wyjął czterdziestkęczwórkę. Myron wyciągnął glocka. Straszny ciężar pistoletu, który trzymał przy udzie, pokrzepiał. Czekali. Myron nie spuszczał z oka korytarza. Nikogo. Liczył, że szczęście ich nie opuści. Puls mu przyśpieszył. Zaschło w ustach. Nagle zrobiło się cieplej.
Światełko nad środkową windą zadzwoniło. Win, znów w swoim żywiole, z miną bliską błogostanu poruszył brwiami i powiedział:
– Akcja!
Myron napiął mięśnie, lekko się pochylił. Szum windy ucichł i po chwili drzwi zaczęły się rozsuwać. Win nie czekał. Zanim otwarły się na szerokość stopy, już był w środku i wbijał rewolwer w ucho Granitowego. Myron zrobił to samo z drugim ochroniarzem.
– Kłopoty z miodem w uszach, Grover? – spytał Win głosem aktora z telewizyjnej reklamy. – Smith-wesson to załatwi!
Susan Lex już otwierała usta, ale uciszył ją przyłożeniem palca do warg i łagodnym „ciii”, a potem obszukał i rozbroił szefa jej ochrony. Myron zajął się drugim gorylem.
– Ależ proszę, bardzo proszę – zachęcił Win Grovera, odbijając jego ostre jak sztylet spojrzenie – niech pan zrobi gwałtowny ruch.
Granitowy ani drgnął.
Win cofnął się. Myron przytrzymał nogą zamykające się drzwi windy i wymierzył glocka w Susan Lex.
– Pani pójdzie ze mną – powiedział.
– A może przedtem mi oddasz? – zagadnął Grover.
Myron wpatrzył się w niego.
– Śmiało. – Grover rozłożył ręce. – Uderz mnie w brzuch. No dalej, walnij mnie z całej siły.
– Pardon moi – wtrącił Win. – Czy pańskie zaproszenie obejmuje moją osobę?
Grover spojrzał na niego jak na smakowitą tartinkę.
– Słyszałem, że jest pan niezły – odparł.
– „Niezły”. – Win przeniósł wzrok na Myrona. – Monsieur Grover słyszał, że jestem „niezły”.
– Win – ostrzegł Myron.
Cios kolanem w krocze był tak silny, że wbił Granitowemu jądra aż do żołądka. Ochroniarz złożył się bezgłośnie jak kiepska „ręka” w partii pokera.
– Zaraz, powiedział pan: „w brzuch”? – spytał Win, marszcząc brwi. – Muszę popracować nad celnością. Być może ma pan rację. Może istotnie jestem tylko „niezły”.
Win kopnął go w głowę podbiciem stopy. Klęczący z dłońmi wciśniętymi między nogi Grover przewrócił się jak kręgiel. Drugi ochroniarz uniósł pod spojrzeniem Wina ręce i prędko wycofał się do kąta.
– Przekaże pan kolegom, że jestem „niezły”? – spytał Win.
Ochroniarz skinął głową.
– Wystarczy – rzekł Myron.
– Melduj, Zorra – powiedział Win do komórki.
– Stoją jak słupy, przystojniaku.
– W takim razie wjedź na górę. Pomożesz sprzątnąć.
– Sprzątnąć?! Zorra leci, pędzi.
Win zaśmiał się.
– Wystarczy – powtórzył Myron. Nie dostał odpowiedzi, ale na nią nie liczył. – Idziemy.
Wziął pod rękę Susan Lex i wyciągnął ją na klatkę schodową. Zobaczył, że z dołu nadbiega w podskokach Zorra. W szpilkach! Musiał zostawić dwóch nieuzbrojonych ludzi na pastwę jego i Wina. Zgroza. Ale nie miał wyboru.
– Musi mi pani pomóc – zwrócił się do Susan Lex, mocno trzymając ją za łokieć.
Spojrzała na niego hardo, z dumnie uniesioną głową.
– Przyrzekam, że wszystko zostanie między nami – ciągnął. – Nie mam interesu w szkodzeniu pani i pani rodzinie. Ale zawiezie mnie pani do Dennisa.
– A jeżeli odmówię?
Myron spojrzał na nią wymownie.
Copyright (c) 2009 Pokaż mi serce nie opętane zwodniczymi marzeniami, a pokażę ci człowieka szczęśliwego. | Powered by Wordpress. Fresh News Theme by WooThemes - Premium Wordpress Themes.