- Do wszystkich diab³ów! - mrukn¹³ Benedykt...

Pokaż mi serce nie opętane zwodniczymi marzeniami, a pokażę ci człowieka szczęśliwego.

- Wdowa po moim bratanku. Ki czort j¹ tu sprowadza?
Z wozu wysiad³a jeszcze jedna osoba. M³oda dziewczyna, równie niezadowolona jak ch³opak. O, ta ma powód byæ z³a, pomyœla³a Silje, jest taka gruba.
- Abelone! - powita³ przyby³¹ damê Benedykt. - To naprawdê niespodzianka. Co ciê tu sprowadza?
- Drogi Benedykcie - powiedzia³a wynioœle dama. - S³ysza³am o twoim nieszczêœciu, o tym, ¿e twego brata i ca³¹ jego rodzinê zabra³a zaraza. Uzna³am za swój obowi¹zek przybyæ ci z pomoc¹. Mamy teraz tylko siebie; ty, ja i moje dzieci.
- Czy w Trondheim zabrak³o ju¿ ¿ywnoœci? - mrukn¹³ Benedykt pod nosem, g³oœno powiedzia³ jednak: - Oczywiœcie cieszê siê, ¿e spêdzimy razem œwiêta.
Te s³owa wypowiedzia³ z tak¹ min¹, jakby w³aœnie prze³kn¹³ du¿y ³yk octu.
- Œwiêta? - rozeœmia³a siê Abelone. - Moim dzieciom potrzebne jest wiejskie powietrze, a tobie kobieta, która poprowadzi³aby ci dom. Postanowiliœmy przeprowadziæ siê tutaj, mój drogi. Spoczywa na mnie obowi¹zek zajêcia siê tob¹. Jesteœ ju¿ przecie¿ stary i zas³ugujesz na to, by spêdziæ swe ostatnie dni w ciszy i spokoju.
Benedykt oniemia³, przera¿ony. Nieoczekiwani goœcie zaczêli wchodziæ po schodach.
- Dzieñ dobry, Greto, dzieñ dobry, Mario - powiedzia³a Abelone ³askawie i kiwnê³a g³ow¹ parobkowi. - A có¿ to za dziewczynka?
Sol ukry³a siê za spódnic¹ Marii.
- To Sol - rzek³ Benedykt z dum¹ w g³osie. - A to jest Silje. One i ma³y Dag mieszkaj¹ teraz tutaj.
Oczy Abelone nabra³y lodowatego wyrazu.
- Czy to jacyœ krewniacy?
- Nie, ale kochamy ich bardziej ni¿ gdyby nimi byli naprawdê.
Parobek i kobiety potwierdzi³y to skinieniem g³owy.
- Ach tak - powiedzia³a Abelone krótko. - Przyjrzymy siê temu póŸniej.
Dom odmieni³ siê ca³kowicie. Abelone nie chcia³a s³yszeæ o wyciszonych, smutnych œwiêtach. „Umarli ju¿ odeszli, nie mog¹ rzucaæ nawet cienia z³ego nastroju na œwiêta!” Biega³a wydaj¹c polecenia s³u¿bie, a przede wszystkim Silje, której najwyraŸniej instynktownie nienawidzi³a. Nie mog³a znieœæ Daga w domu. Sol tak¿e nie wolno by³o siê tam pokazywaæ. Benedykt by³ wœciek³y, przeklina³ i pi³ wiêcej ni¿ zwykle.
Abelone mia³a wyrobione zdanie na ka¿dy temat.
- Wiem, ¿e mój syn jest jedynym dziedzicem tego dworu. Tu naprawdê trzeba przewietrzyæ wszystkie k¹ty. Nie mo¿e przecie¿ przej¹æ takiego dziadostwa.
- Zapamiêtaj sobie, Abelone, ¿e Silje i dzieci s¹ moimi goœæmi. Bêd¹ tu mieszkaæ tak d³ugo, jak ja ¿yjê. W tej kwestii nie ma dyskusji.
We dworze zapanowa³ przykry nastrój. Nikt ju¿ nie czu³ siê dobrze.
Rankiem w Wigiliê Silje, tak jak czyni³a to ju¿ wiele razy przedtem, wspiê³a siê na wzgórze. Widzia³a cienk¹ smugê dymu, która unosi³a siê nad obsypanymi œniegiem drzewami. Czy bêdzie mia³a odwagê? Tak czêsto mia³a ochotê tam pójœæ, ale powstrzymywa³ j¹ strach, a tak¿e poczucie niestosownoœci takiego uczynku. Teraz jednak wiedzia³a, ¿e musi. Coœ w jej duszy nak³ania³o j¹ do wêdrówki.
Abelone ze swymi dzieæmi by³a na górze. Wybierali i przebierali wœród odzienia zmar³ych. Silje przysz³a do kuchni. Siedzieli tu „jej” ludzie, smutni i bez humoru.
- Czy bêdê mog³a pójœæ z wizyt¹? - zapyta³a z trosk¹. - Jest ktoœ, komu chcia³abym przynieœæ radoœæ odrobin¹ jad³a, poniewa¿ s¹ œwiêta.
Spojrzeli na ni¹ zaskoczeni. Wielu by³o biednych ludzi we wsi. Nie przypominali sobie jednak, by Silje zna³a kogoœ z nich.
Naturalnie nikt nie mia³ nic przeciwko temu, by uda³a siê z wizyt¹! Greta i Maria wyposa¿y³y j¹ w wype³niony po brzegi kuferek, w którym znalaz³y siê wszystkie œwi¹teczne przysmaki: kie³basa, szynka, ryba, chleb i jab³ka. Dosta³a równie¿ dzbanuszek gorza³ki Benedykta.
W tym w³aœnie momencie do kuchni wesz³a Abelone. Gwa³townie zatrzyma³a siê przy stole.
- Co to ma znaczyæ? - zapyta³a ostro.
- Silje idzie w odwiedziny - wyjaœni³a Greta.
Abelone natychmiast zaczê³a wyci¹gaæ rzeczy z kuferka.
- Oo! Nic mi tu nie bêdzie wynosiæ ze dworu, o nie! Nie mamy ani trochê wiêcej, ni¿ sami potrzebujemy. Naprawdê ta Silje nie ma ¿adnego prawa...
Choæ by³o jeszcze wczeœnie, Benedykt by³ ju¿ podchmielony. Powsta³, ratuj¹c resztki utraconej w³adzy.
- Mamy wiêcej ni¿ trzeba. Silje dosta³a to od nas, i ty nie próbuj sprzeciwiaæ siê mej woli. Mogê wydziedziczyæ twego ob¿artego szczeniaka!
Abelone ze z³oœci¹ chwyta³a powietrze.
- Tego zrobiæ nie mo¿esz!
- Ale¿ tak, zawsze znajdzie siê jakiœ sposób.
Abelone nie by³a na tyle g³upia, by nie zrozumieæ, do czego zmierza³. Spojrzenie, jakie pos³a³a Silje, by³o tak nienawistne, ¿e nawet Benedykt zblad³. Odstawi³a jednak kuferek nie mówi¹c nic wiêcej i mocno tupi¹c posz³a z powrotem na strych.
Wszyscy wiedzieli, ¿e ostatnie s³owo nie zosta³o wypowiedziane.
- IdŸ, Silje - powiedzia³ miêkko stary malarz. - Nic siê nie stanie ani dzieciom, ani tobie, przyrzekam ci.
Wzruszona, podziêkowa³a im wszystkim uœmiechem i wysz³a.
Copyright (c) 2009 Pokaż mi serce nie opętane zwodniczymi marzeniami, a pokażę ci człowieka szczęśliwego. | Powered by Wordpress. Fresh News Theme by WooThemes - Premium Wordpress Themes.