- Kilka godzin...

Pokaż mi serce nie opętane zwodniczymi marzeniami, a pokażę ci człowieka szczęśliwego.

Machiny do miotania kamieni zajmą więcej czasu. Wrogowie muszą je dopiero zbudować.
- Machiny do miotania kamieni...?
- To rodzaj ogromnych katapult. Są zbyt duże, by je transportować - nawet po rozebraniu na części. Do ich budowy używa się całych pni drzew.
- Jakiej wielkości kamienie mogą miotać?
- Głazy o ciężarze bojowego rumaka.
- Mury nie wytrzymają wielu takich uderzeń.
- O to właśnie chodzi. Ale najpierw używa się normalnych katapult. Zbudowanie machin do miotania głazów zajmuje przynajmniej tydzień.
- Ufam, że do tego czasu katapulty, tarany i wieże oblężnicze dostarczą nam zajęcia - stwierdził Komier ze skwaszoną miną. - Czuję odrazę do oblężeń! - Wzdrygnął się. - Poczyńmy przygotowania. - Obrzucił gwardzistów wzgardliwym spojrzeniem. - Zagońmy tych pełnych zapału ochotników do zburzenia domów i zagruzowania ulic.
Wkrótce po zmierzchu zwiadowcy Martela odkryli, że nikt nie broni murów Miasta Zewnętrznego. Kilku z nich, tych głupszych, wróciło. Znaczna część jednak rzuciła się do szabrowania. Na godzinę przed północą Berit obudził Sparhawka i Kaltena, by donieść im, że w Mieście Zewnętrznym są oddziały wroga. Już chciał wyjść, kiedy zatrzymał go Sparhawk.
- Dokąd się wybierasz? - zapytał bezceremonialnie.
- Wracam, skąd przyszedłem, dostojny panie.
- Nie wracasz. Zostaniesz teraz za wewnętrznym murem. Nie chcę, byś zginął.
- Ktoś musi obserwować rozwój wydarzeń - zaprotestował Berit.
- Na szczycie kopuły bazyliki jest nadbudówka, zwana latarnią. Weź Kurika i stamtąd prowadźcie obserwacje.
- Stanie się wedle twej woli, dostojny panie. - Młodzieniec westchnął z żalem.
- Bericie! - odezwał się Kalten, przywdziewając kolczugę.
- Słucham, szlachetny panie.
- Pamiętaj, nie musisz tego lubić. Musisz to po prostu zrobić.
Sparhawk wraz z przyjaciółmi ruszył starymi wąskimi uliczkami Miasta Wewnętrznego. Potem wszyscy wspięli się na mury. Ulice Miasta Zewnętrznego pełne były ruchliwych pochodni niesionych przez najemników Martela. Szabrownicy gnali od domu do domu, kradnąc co popadnie. Rozlegający się od czasu do czasu niewieści krzyk jasno wskazywał, że nie tylko grabież mieli w głowie. Ogarnięty paniką i zawodzący żałośnie tłum cisnął się do zamkniętej teraz bramy Miasta Wewnętrznego, lecz choć ludzie błagali o wpuszczenie, bramy pozostawały zamknięte na głucho.
Na szczyt murów wbiegł jeden z wrażliwszych patriarchów. Miał oczy zapuchnięte od płaczu.
- Co ty wyprawiasz?! - wrzeszczał na Dolmanta. - Czemu żołnierze nie są na zewnątrz i nie bronią miasta?
- To decyzja natury wojskowej, bracie Choldo - odparł spokojnie Dolmant. - Nie mamy dość ludzi do obrony całego Chyrellos. Musieliśmy wycofać się za mury Miasta Wewnętrznego.
- Czyś oszalał?! Tam jest mój dom!
- Przykro mi, ale nic na to nie mogę poradzić.
- Ale ja na ciebie głosowałem!
- Doceniam to.
- Mój dom! Mój dobytek! Moje skarby! - Cholda, patriarcha Miruscum załamywał ręce. - Mój piękny dom! Moje meble! Moje złoto!
- Schroń się w bazylice, bracie - rzekł mu chłodno Dolmant. - Módl się, by Bóg przyjął twą ofiarę.
Patriarcha zszedł z murów potykając się na kamiennych schodach i gorzko płacząc.
- Straciłeś jeden głos, Dolmancie - powiedział Emban.
- Głosowania się skończyły, a bez tego głosu i tak mógłbym się obejść.
- Nie jestem tego taki pewien. Nadal czeka nas jeszcze jedno ważne głosowanie. Możemy potrzebować także Choldy, nim to wszystko się skończy.
- Zaczęli - powiedział ze smutkiem Tynian.
- Co zaczęli? - zapytał Kalten.
- Podpalać. - Tynian wskazał na strzelające z dachów pomarańczowozłote płomienie i snopy czarnego dymu. - Żołnierze zawsze podczas plądrowania nocą nieostrożnie obchodzą się z pochodniami.
- Czy nic nie możemy uczynić? - Bevier patrzył ze zgrozą na pożary w dole.
- Obawiam się, że nic. Pozostaje nam jedynie modlić się o deszcz.
- O tej porze roku nie pada tu deszcz - mruknął Ulath.
- Wiem - westchnął Tynian.
ROZDZIAŁ12
 
 
Grabież miasta przeciągnęła się do późnej nocy. Ogień rozprzestrzeniał się szybko, jako że nie było nikogo, kto by gasił pożary, i wkrótce miasto spowiły gęste kłęby dymu. Ze szczytu murów Sparhawk i jego przyjaciele przyglądali się najemnikom, którzy biegali po ulicach, dźwigając na plecach tobołki ze zdobyczą i rozglądając się dziko za kolejnymi łupami. Tłum mieszkańców przed bramami, błagający o wpuszczenie do Miasta Wewnętrznego, rozpierzchł się na widok żołdaków Martela.
Oczywiście nie obyło się bez morderstw i gwałtów. Rycerze widzieli, jak jeden z Cammoryjczyków wywlókł młodą kobietę za włosy z domu i zniknął z nią w pobliskim zaułku.
Krzyk niewiasty nie pozostawiał wątpliwości co do jej dalszego losu.
Copyright (c) 2009 Pokaż mi serce nie opętane zwodniczymi marzeniami, a pokażę ci człowieka szczęśliwego. | Powered by Wordpress. Fresh News Theme by WooThemes - Premium Wordpress Themes.