— Kurierowi...

Pokaż mi serce nie opętane zwodniczymi marzeniami, a pokażę ci człowieka szczęśliwego.

Lubokowi.
Victor wstał niepewnie, przytrzymując się metalowej klamry sterczącej ze ściany rozedrganego samolotu. Fragmenty łamigłówki zaczęły się układać w logiczną całość.
— Skąd dostaliście tę informację?
— Przekazano ją nam dziś rano.
— Kto ją wam przesłał? Kto ją odebrał? Kto przekazał?
— Ambasada Grecji — odparł Stone ledwie słyszalnym szeptem. Fontine osunął się z powrotem na podłogę samolotu. W uszach zadźwięczały mu słowa Luboka: “Stworzyłem panu wiele okazji; nie skorzystał pan z żadnej. Są ludzie, którzy uważają, że cała ta wojna nie ma żadnego znaczenia... Dlatego też zrobiłem to, co zrobiłem. Dowie się pan już wkrótce... Teraz zostawią pana w spokoju. Na jakiś czas".
Lubok wykonał swój ruch. Osobiście sprawdził przed świtem lotnisko w Warszawie i wysłał do Londynu fałszywą wiadomość.
Nie trzeba było wielkiej wyobraźni, żeby się domyślić, jakie to niosło skutki.
Jesteśmy unieruchomieni. Ujawniliśmy się i zostaliśmy rozpoznani. Teraz patrzymy sobie wzajemnie na ręce, ale nikt nie może sobie pozwolić na ruch ani nawet przyznać się do tego, czego szuka. — Brevourt mówił to stojąc w oknie Sekcji Operacji Zagranicznych i wyglądając przez oprawną w ołów szybkę na dziedziniec. — Pat. Po drugiej stronie sali, przy długim konferencyjnym stole stał wściekły Alec Teague. Poza nimi dwoma w pokoju nie było nikogo.
— I nic mnie to nie obchodzi! Obchodzi mnie jedynie to, że w absolutnie niedopuszczalny sposób manipulował pan wywiadem wojskowym! Wystawił pan na niebezpieczeństwo całą naszą siatkę! Cała operacja “Loch Torridon" może wziąć w łeb!
— To niech pan wymyśli nowy plan działania — odparł Brevourt z roztargnieniem. — Na tym przecież polega pańska praca, nieprawdaż? , — Żeby to szlag jasny trafił!
— Na miłość boską, Teague, niechże pan przestanie! — Bre-vourt odwrócił się na pięcie od okna. — Czy pan choć przez chwilę myślał, że to do mnie należało ostatnie słowo w tej sprawie?
— Ja myślę, że pan skompromitował tego, do kogo ono należało. Trzeba było skonsultować się ze mną!
Brevourt otworzył usta, żeby mu odpowiedzieć, ale zawahał się i umilkł. Kiwając głową, przeszedł powoli przez pokój i stanął przy stole obok Teague'a.
— Chyba ma pan rację. Pan jest fachowcem, niech pan mi powie, na czym polegał nasz błąd?
— Na wybraniu Luboka — odparł chłodno brygadier. — Przechytrzył nas. Wziął od was pieniądze i zwrócił się do Rzymu, po czym zaczął działać na własną rękę. To był nieodpowiedni człowiek.
— Przecież wasz własny. Z waszej kartoteki.
— Ale nie do tego zadania. Namieszał pan.
— Mógł się swobodnie poruszać po całej Europie — ciągnął Brevourt, niemal tonem skargi, zupełnie jakby Teague nic nie powiedział. — Jest nietykalny. Gdyby Fontini-Cristi próbował uciec, Lubok mógłby ruszyć za nim dosłownie wszędzie, nawet do Szwajcarii.
— Spodziewał się pan tego, prawda?
— Szczerze mówiąc, tak. Pan jest zbyt przekonującym sprzedawcą, panie brygadierze. Uwierzyłem panu. Myślałem, że operacja “Loch Torridon" naprawdę była jego dzieckiem. Jakże logiczne wydawało się to wszystko. Włoch wraca pod idealną przykrywką załatwiać swoje własne sprawy. — Brevourt usiadł ze znużeniem, splatając przed sobą ręce na stole.
— Czy nie przyszło panu do głowy, że gdyby tak było, zwróciłby się do nas? Do pana?
— Nie. My nie możemy mu zwrócić ziemi i fabryk.
— Pan go w ogóle nie zna — zawyrokował Teague z niezachwianą pewnością. — Nigdy nie zadał pan sobie trudu, żeby bo poznać. To był pierwszy błąd.
— Tak, zapewne tak. Większość swego życia spędziłem wśród kłamców. W korytarzach obłudy. Zwykła prawda jest taka nieuchwytna. — Brevourt podniósł nagle wzrok na szefa wywiadu. Wyglądał żałośnie — skóra napięta na wyblakłej twarzy, zapadnięte z wyczerpania oczy. — Pan w to nie wierzył, prawda? Nie uwierzył pan, że on zginął?
— Nie wierzyłem.
— Widzi pan, nie mogłem podjąć tego ryzyka. Przyjąłem to, co pan powiedział, że Niemcy nic mu nie zrobią, że każą go śledzić, odkryją, kim jest naprawdę i wykorzystają go. Ale raport mówił co innego. Jeśli więc rzeczywiście zginął, oznaczało to, że zabili go fanatycy z Rzymu czy też z zakonu Ksenopy. Ale nie zrobiliby tego, gdyby... gdyby nie wydobyli z niego tajemnicy.
— A gdyby ją wydobyli, to urna należałaby do nich. Nie do pana. Nie do Anglii. Zacząć trzeba od tego, że ona nigdy nie była pańska.
Ambasador spuścił wzrok z Teague'a, zapadł się głębiej w fotelu i zamknął oczy.
— Ale też nie wolno było dopuścić, żeby wpadła w ręce maniaków. W każdym razie właśnie teraz. Wiemy, kto jest maniakiem w Rzymie. Watykan przypilnuje teraz Donattiego. Patriarchat zawiesi działania; otrzymaliśmy od nich takie zapewnienie.
— O co właśnie, oczywiście, chodziło Lubokowi. Brevourt otworzył oczy.
— Tak pan sądzi?
— Moim zdaniem, tak. Lubok jest Żydem. Brevourt podniósł głowę i popatrzył na Teague'a.
— Nie będzie już więcej żadnego mieszania się w wasze sprawy. Niech pan wraca prowadzić swoją wojnę. Moja utknęła w martwym punkcie.
Anton Lubok przeszedł przez plac Wacława w Pradze i wspiął się po schodach zbombardowanej katedry. Późnopołudniowe słońce wpadało snopami do jej wnętrza przez wielkie wyrwy w kamieniu, w miejscach gdzie eksplodowały ładunki Luftwaffe. Całe fragmenty lewej ściany legły w gruzach; wszędzie stały prymitywne rusztowania podtrzymujące walący się dach.
Zatrzymał się w kącie prawej bocznej nawy i spojrzał na zegarek.
Copyright (c) 2009 Pokaż mi serce nie opętane zwodniczymi marzeniami, a pokażę ci człowieka szczęśliwego. | Powered by Wordpress. Fresh News Theme by WooThemes - Premium Wordpress Themes.