Największe i najsilniejsze torowały sobie drogę ku światłu...

Pokaż mi serce nie opętane zwodniczymi marzeniami, a pokażę ci człowieka szczęśliwego.

Mniejsze i słabsze skazane
były na zagładę. Jednak każde bez wyjątku oplecione było splątanym i pokręconym
labiryntem pędów winogronowych.
Pod drzewem, gdzie niedawno zobaczyliśmy człekokształtną istotę podczas
polowania, zaczynała się ścieżka, prawdopodobnie wytarta przez dziką zwierzynę.
Obranie tej drogi uprościłoby sprawę, ale też mogło się okazać bardzo niebezpieczne.
— Na prawo! — zakomenderowaÅ‚ Eet.
— Dlaczego...?
— Nie czujesz?! — odparÅ‚ gwaÅ‚townie. — Spalenizna... Rozgrzany metal... Ostrożnie
i po cichu kieruj siÄ™ na prawo.
— JeÅ›li to możliwe — odpowiedziaÅ‚em mu szybko.
Trudno było bowiem brnąć przez miękką breję utworzoną z przegniłej roślinności.
Moje ciężkie buty zapadały się głęboko w grząski piach i lepkie błoto. Przy każdym
kroku musiałem je uwalniać. Jednak nie odważyłem się zdjąć tak niewygodnego w tej
podróży skafandra. Dawał mi pewnego rodzaju poczucie bezpieczeństwa.
Po raz kolejny okazało się, że Eet miał rację. Minęliśmy jeszcze dwa pnie, potężne
i skrępowane splotami winorośli. W poszyciu za nimi musiał być prześwit. W mrok
poszycia wdzierało się światło słoneczne, którego jasne i rażące promienie oślepiły
mnie. Zatrzymałem się, mrugając oczami.
61
Przed sobą ujrzałem plątaninę połamanych i nadpalonych gałęzi, konarów
i winogronowych pędów. Nad pogorzeliskiem cały czas unosiły się drobne kłęby dymu.
Zapach spalonych roślin dusił jak gaz. Jednak rośliny były tak nasączone wodą, że pożar
się nie rozprzestrzenił. Kapsuła wbiła się dziobem w grząski grunt i leżała teraz na boku.
W wielu miejscach jej poszycie było podziurawione i popękane.
W dziurze, którą wybiła, krążyły owady, przysiadając na sączącej się z porozrywanych
pędów substancji. W spękanym poszyciu statku dostrzegłem ruch. Buszowało tam
jakieś czworonożne zwierzę. Oglądając wrak, doszedłem do wniosku, że mieliśmy dużo
szczęścia. Strach pomyśleć, co by się stało, gdybyśmy nie zdążyli opuścić kapsuły przed
jej ostatecznym upadkiem.
Z trudem przedzierałem się przez plątaninę gałęzi, pędów i części statku, które
odpadły po zderzeniu z ziemią. Eet zeskoczył na ziemię i w paru podskokach znalazł
się przy kapsule. Zaczął obchodzić ją dookoła.
— WÅ‚az jest spalony — stwierdziÅ‚. — Ale z boku jest dziura... zbyt maÅ‚a dla ciebie...
— Ale ty siÄ™ przeciÅ›niesz.
Odrzuciłem na bok pęk splątanych, kolczastych gałęzi i stanąłem na zwęglonej
skorupie. Spod moich nóg buchnął cuchnący dym.
Zobaczyłem, jak Eet zniknął w jednym z pęknięć. Z tej perspektywy kapsuła
wyglądała jeszcze gorzej. Jej wnętrze musiało ulec kompletnemu zniszczeniu, tak że do
środka mógł dostać się jedynie ktoś niezbyt duży.
— Lina... — usÅ‚yszaÅ‚em w gÅ‚owie kolejne polecenie. — Podaj mi linÄ™...
Przedarłem się przez dymiące zgliszcza, stanąłem tuż przy dziurze w poszyciu
i podałem mu jedną z lin, których użyłem wcześniej do zejścia z ogromnego drzewa.
Poczułem, jak sznur napiął się pod jakimś ciężarem i zacząłem ostrożnie wyciągać go
w górę.
W otworze ukazała się broń, którą znalazłem wcześniej na pokładzie. Pochwyciłem
ją szybko. Jakakolwiek by była, zawsze dawała pewne poczucie bezpieczeństwa. Nie
pasowała do ręki i doszedłem do wnioski, że nie stworzono jej z myślą o ludzkiej dłoni.
Nigdzie nie dostrzegłem spustu ani cyngla, jakich spodziewałbym się w normalnym
laserze lub ogłuszaczu. Znalazłem tylko trudny do przesunięcia przełącznik. Bez
namysłu wycelowałem w stertę gałęzi i odpaliłem.
Broń zabłysła słabiutkim światłem i na tym koniec. To, co ją zasilało, teraz nie miało
już dość mocy, żeby zadziałać. Urządzenie nie było bardziej niebezpieczne od zwykłej
pałki, której używał tubylec. Powiedziałem o tym Eetowi.
Nie wydawał się zbytnio rozczarowany. Ponownie zanurkował w głąb kapsuły,
a ja spuściłem mu linę. W końcu udało nam się wydobyć kilka wciąż zdatnych do
użycia przedmiotów. Wśród nich znajdował się baniak z napojem, ostro zakończone
narzędzie, długie na jakieś trzydzieści centymetrów, którym można było ciąć, i wreszcie
zwinięty kawałek materiału, prawdopodobnie wodoodpornego, z którego można było
uformować mały pakunek, a po rozwinięciu użyć do ochrony przed deszczem.
62
63
Wśród porozrzucanych gałęzi nazbierałem kilka strąków, wyłuskałem nasiona
i wrzuciłem do drugiego baniaka, który zdążyliśmy już opróżnić. Zanim zdecydowaliśmy
się, w którą stronę iść dalej, posililiśmy się trochę.
Nie było sensu włóczyć się wokół statku. Gdyby kapsułę wyprodukowali ludzie,
moglibyśmy ustawić sygnał alarmowy i czekać na odzew, choć i wówczas ratunek byłby
jedynie kwestią szczęśliwego zbiegu okoliczności. Obecnie jednak nie mogliśmy liczyć
nawet na to.
— DokÄ…d teraz? — spytaÅ‚em, skÅ‚adajÄ…c materiaÅ‚. — DokÄ…d...? — powtórzyÅ‚em.
— I po co? — dodaÅ‚em w myÅ›lach.
Eet ponownie wspiął się na zniszczoną kapsułę. Pokręcił głową. Jego nozdrza
poruszały się szybko, jakby chciał wyczuć dalszą drogę. Jeśli chodzi o mnie, nie
wiedziałem, w którą stronę zwrócić się w tej głuszy. Mogliśmy tułać się tu aż do śmierci
i nigdy nie znaleźć właściwej drogi.
— Woda — zaczÄ…Å‚ — rzeka... jezioro... JeÅ›li uda nam siÄ™ odszukać...
Rzeka oznaczała nowe możliwości. Jednak dokąd mogły nas one zaprowadzić?
A przede wszystkim jak tu znaleźć rzekę? Nagle olśniło mnie.
— Åšcieżka wydeptana przez zwierzÄ™ta!
Z pewnością stworzenia duże na tyle, aby utorować sobie drogę w buszu, potrzebowały
wody. I prawdopodobnie ścieżka, którą widzieliśmy, prowadziła do wodopoju.
Eet podbiegł do mnie wzdłuż zniszczonej kapsuły.
Copyright (c) 2009 Pokaż mi serce nie opętane zwodniczymi marzeniami, a pokażę ci człowieka szczęśliwego. | Powered by Wordpress. Fresh News Theme by WooThemes - Premium Wordpress Themes.