Pozostałe dwa osobniki były o wiele mniejsze i słabiej wyposażone w oręż przez na- turę...

Pokaż mi serce nie opętane zwodniczymi marzeniami, a pokażę ci człowieka szczęśliwego.

Okrągłe, w przekroju owalne i nieco spłaszczone od spodu, przypominały statek,
308
na którego pokładzie leżały, tyle że miały ledwie trochę ponad metr średnicy. Z jednej strony wyrastał im cienki i długi kolec albo żądło, po przeciwnej zaś widać było coś, co musiało być otworem gębowym. Wąską szczelinę okalały wargi, przy czym górna
zachodziła wyraźnie na dolną. Wszystkie powierzchnie tułowia pokrywały przypomi-
nające szczecinę wyrostki. Najmniejsze były wielkości szpilki, największe, wyrastające na spodzie, zapewne służące stworzeniu do przemieszczania się, miały rozmiary ludzkiego małego palca.
— Wyraźnie widać, co tu się stało — powiedział kapitan. — Dwie istoty z załogi
statku zginęły, gdy ten duży wyrwał się na wolność ze zbyt słabej klatki. Dwaj pozostali, których wyczuł Prilicla, tak się przerazili, że wystrzelili boję alarmową.
Jedno z mniejszych stworzeń leżało niczym strzęp porwanego i zmiętoszonego dy-
wanu pod tylnymi łapami dużego. Widać było, że ma wiele głębokich i rozległych ran
ciętych. Drugie ucierpiało o wiele mniej, choć też było martwe. Niemal udało mu się
uciec do niskiego otworu w ścianie, ale zostało unieruchomione i zmiażdżone jedną
z przednich łap potwora. Zdążyło mu jednak zadać kilką uderzeń kolcem ogonowym,
który sterczał odłamany z jednej z ran.
309
— Zgoda, ale jedno mnie zdumiewa — stwierdził Conway. — Niewidoma rasa zmodyfikowała najwyraźniej swój statek w ten sposób, aby móc w nim przewozić przedsta-
wicieli o wiele większej formy życia. Nie rozumiem, dlaczego zadali sobie tylu trudu, aby przeprowadzić coś aż tak bardzo ryzykownego? Chyba musiała skłonić ich do te-go jakaś wielka potrzeba albo też uznają te większe stwory za niebywale wartościowe,
skoro gotowi są wystawiać niewidomą załogę aż na taki szwank.
— Może mają broń, która zmniejsza ryzyko — zastanowił się Fletcher. — Działa-
jącą na większy dystans i skuteczniejszą, niż te ich kolce, ale tych dwóch jej nie miało i zapłaciło za swój błąd życiem.
— Jaką broń większego zasięgu może stworzyć rasa polegająca tylko na zmyśle
dotyku? — spytał Conway.
Murchison uznała, że pora uciąć tę bezowocną dyskusję.
— Nie wiemy na pewno, czy posługują się tylko dotykiem, chociaż to prawda, że
są ślepi. A te większe stwory rzeczywiście mogą być dla nich wiele warte jako szybko
rozmnażające się zwierzęta rzeźne albo źródło cennych lekarstw. Czy z jakiegokolwiek
innego powodu. Przepraszam. — Włączyła swój nadajnik. — Naydrad, mamy trzy ciała
310
dla laboratorium. Przetransportuj je w noszach, żeby uniknąć dodatkowych uszkodzeń przy dekompresji. — Znowu spojrzała na Conwaya i kapitana. — Nie sądzę, aby pozostali członkowie załogi mieli coś przeciwko temu, że pokroję ich przyjaciół, szczególnie że ten większy zrobił już dobry początek.
Conway skinął głową. Oboje wiedzieli, że Murchison może się dzięki temu wiele
dowiedzieć o fizjologii i metabolizmie obu gatunków i że dobrze będzie dysponować tą
wiedzą przy próbach ratowania jeszcze żywych rozbitków.
Z pomocą Fletchera wyciągnęli większe zwłoki spod szczątków klatki, które przy-
ciskały je do pokładu. Wymagało to wiele wysiłku i cała trójka miała przy tym okazję
ocenić siłę potwora, który sam rozerwał kratownicę. Gdy uwolnili już ciało, uniosło się w powietrze i zablokowało rozpostartymi mackami niemal całe światło korytarza.
— Rozmieszczenie kończyn podobne jak w typie FROB — powiedziała Murchi-
son, gdy przepychali zwłoki w kierunku śluzy. — Pancerz mają jednak równie gruby
jak Melfianie i nagi, bez żadnych wzorów. No i najpewniej to nie roślinożercy. Chociaż są ciepłokrwiści i tlenodyszni, nie wydaje się, żeby te ich macki pozwalały na posługi-311
wanie się narzędziami. Zaryzykowałabym przypuszczenie, że należą do typu FSOJ i że nie jest to gatunek inteligentny.
— Okoliczności jasno wskazują, że nie może chodzić o istotę inteligentną — orzekł
Fletcher, gdy wrócili pod klatkę. — Sama pani widzi, że to było zwykłe zwierzę, które uciekło z zamknięcia.
— W naszym zawodzie uważamy, że nie należy zbyt wiele zakładać z góry, szcze-
gólnie gdy chodzi o całkiem nową formę życia — powiedziała z uśmiechem Murchi-
son. — A co do tych ślepych istot, nie będę próbowała nawet zgadywać, do jakiej grupy fizjologicznej mogą należeć.
Ponieważ była najdrobniejsza, przypadło jej zadanie prześlizgnięcia się pomiędzy
szczątkami klatki a wystającymi ze ściany prętami. Gdyby potwór nie powyginał wcze-
śniej wielu z nich, w ogóle nie dosięgłaby mniejszych zwłok.
— To bardzo dziwna klatka — wydyszała, gdy znalazła się u celu.
Chociaż światło było całkiem jasne, nie mogli dostrzec drugiego końca sekcji z klat-
kami, ponieważ korytarz biegł łagodnym łukiem zgodnym z krągłością statku. W tej
odległości od środka krzywizna była na tyle duża, że po dziesięciu metrach korytarz
312
znikał z oczu. Niemniej gdziekolwiek spojrzeli, ściany i sufit były najeżone prętami i metalowymi sztabami. Niektóre kończyły się ostro, inne szpatułkowato, a kilka mały-mi metalowymi kulkami z licznymi tępymi igłami. Sztaby były osadzone w szczelinach
i mogły się poruszać do góry i w dół albo na boki, pręty zaś wystawały z okrągłych
otworów i dawały się jedynie chować i wysuwać.
— Dla mnie to też jest dziwne, proszę pani — powiedział kapitan. — Nie przypo-
mina żadnej znanej mi maszynerii obcych. Niemniej to chyba po prostu duża, a raczej
długa klatka obiegająca statek. Może miała mieścić więcej niż jeden okaz bądź ten okaz potrzebował dużo przestrzeni. To tylko domysły, ale te sztaby i pręty mogły służyć do unieruchamiania tych stworzeń w konkretnej sekcji klatki. Na przykład w czasie żywienia albo badań.
— Ciekawy domysł — mruknął Conway. — Krata zaś byłaby ostatnią przeszkodą
na wypadek, gdyby inne urządzenia zawiodły. Lecz tym razem się nie sprawdziła. Jed-
nak bardziej mnie interesuje, jak daleko sięga ta klatka. Gdyby przedłużyć ten łuk do przeciwległej części statku, otrzymamy miejsce, gdzie Prilicla wyczuł obecność dwóch
żywych istot. Powiedział, że jedna z nich przejawia prymitywną, może zwierzęcą złość, 313
Copyright (c) 2009 Pokaż mi serce nie opętane zwodniczymi marzeniami, a pokażę ci człowieka szczęśliwego. | Powered by Wordpress. Fresh News Theme by WooThemes - Premium Wordpress Themes.