Większość przywiązanych do palików koni zdawała się mieć wymagane cechy, ale wybór Rossa padł na wysokiego białego ogiera, najbardziej ognistego z grupy...

Pokaż mi serce nie opętane zwodniczymi marzeniami, a pokażę ci człowieka szczęśliwego.

Oczy konia jarzyły się inteligencją. Wiercił się niespokojnie w miejscu, a srebrne płytki na jego uździe pobłyskiwały w promieniach słońca. Ross domyślał się, ze wierzchowiec będzie dla niego wyzwaniem, uznał jednak, że warto włożyć wysiłek w okiełznanie go.
- Ten.
StojÄ…cy za plecami Rossa Dil Assa sapnÄ…Å‚ z oburzenia.
- Rabat to mój najlepszy koń. Ja miałem go dzisiaj dosiadać!
- Och, wybacz. - Ross wcale się nie zdziwił, bo ogier naprawdę był wspaniały. - Nie śmiałbym pozbawiać cię konia, który pomoże ci w zwycięstwie.
Turkmen posłał Rossowi wściekłe spojrzenie, ale duma kazała mu powiedzieć:
- Nie potrzebuję Rabata, żeby zwyciężyć. Możesz go sobie dosiąść, ferengi... jeśli tylko ci na to pozwoli.
- Jesteś naprawdę bardzo łaskawy - odparł Ross, hamując złośliwy uśmieszek. - Domyślam się, że Rabat został nauczony specjalnych manewrów, potrzebnych do gry. Co muszę wiedzieć, żeby odpowiednio go poprowadzić?
Na szczęście przynajmniej pół tuzina mężczyzn rzuciło się do wyjaśnień, bo Dil Assa wyraźnie nie miał na to ochoty. Po kilku minutach słuchania Ross uznał, że chyba już zrozumiał, czego może się spodziewać po wyszkolonym przez Turkmenów koniu.
Żeby oswoić go ze swoim głosem, spędził kilka chwil, głaszcząc zwierzę po szyi i przemawiając do niego po angielsku. Potem sprawdził napięcie popręgu, podłużył strzemiona i wskoczył lekko na siodło.
Oburzony impertynencją obcego, Rabat natychmiast ruszył do akcji, napinał mięśnie i cofał się w dzikiej próbie zrzucenia jeźdźca. Miał naprawdę imponujący repertuar wierzgnięć, skrętów i skoków, ale Ross pamiętał ostrzegawczy ton Dil Assy, więc był przygotowany na takie zachowanie. Kiedy publiczność roztropnie oddaliła się na bezpieczną odległość, nastąpiła krótka, ale intensywna walka między człowiekiem i zwierzęciem.
Ross musiał użyć całej swojej siły i koncentracji, żeby utrzymać się na grzbiecie konia, pokazując mu, kto rządzi. Kiedy Rabat skoczył dziko w bok, Ross kątem oka pochwycił spojrzenie Juliet. Nawet mimo zasłony na twarzy żony wyczuł, że jest zadowolona z jego występu. Punkt dla Brytyjczyków.
Biały ogier nie był z natury złośliwy, a tylko bardzo porywczy i dumny. Nie chciał bez walki poddać się nieznanemu jeźdźcy. Kiedy już wytracił trochę energii, uspokoił się i zaczął reagować na bodźce.
Pragnąc się przekonać, co potrafi jego wierzchowiec, Ross wyjechał na otwartą przestrzeń. Popędzał konia od kłusa do galopu, ucząc się przy tym, jak skutecznie zatrzymywać Rabata, obracać go i zmuszać do skoków. Wierzchowiec okazał się zadziwiająco szybki i natychmiast wyczuwał, czego chce jeździec. Potrafił też obracać się w mgnieniu oka i skakać tak wysoko, jak jeszcze żaden koń, którego Ross dosiadał. Sprawdzanie umiejętności Rabata przypominało testowanie nowej broni, tylko że było większym wyzwaniem, bo wierzchowiec potrafił myśleć.
Po czterdziestu pięciu minutach ogromnie wyczerpujących ćwiczeń jeździec i wierzchowiec zaczynali się rozumieć. W ostatnim eksperymencie Ross zmusił Rabata do pełnego galopu, potem złapał za róg przy siodle i zsunął się w dół, tak że prawie całym ciałem wisiał niebezpiecznie nad kamienistą ziemią. Próba była groźna, bo nagły skręt ze strony konia skończyłby się upadkiem jeźdźca i uderzeniem głową o ziemię przy ogromnej prędkości.
Ross podciągnął się na siodło, zwolnił do kłusa i tak wrócił do Turkmenów, będąc w bardzo pogodnym nastroju. Większość widzów uśmiechała się i chwaliła głośno jego wyczyny, ale Dil Assa z ponurą miną przyglądał się mu w milczeniu.
- Wspaniały ten wierzchowiec, Dil Asso! - krzyknął Ross, nie przejmując się wyrazem twarzy Turkmena. - Jeśli to ty wytrenowałeś Rabata, należą ci się pochwały.
- Zgadza się. Ja go wytrenowałem. - Dil Assa był poirytowany i niemile zaskoczony umiejętnościami jeździeckimi ferengi. - Kiedy Rabat się rodził, złapałem go w ręce, żeby nie upadł na ziemię i nie połamał sobie skrzydeł. Karmiłem jego matkę tuzinem jajek dziennie, żeby miał lśniące futro. Przez trzy lata biegał na wolności, nie znając ani uzdy, ani siodła. Przez następne sześć lat nauczyłem go wszystkich manewrów używanych w grze. Nie ma lepszego konia do buzkaszi. Traktuj go z szacunkiem.
Copyright (c) 2009 Pokaż mi serce nie opętane zwodniczymi marzeniami, a pokażę ci człowieka szczęśliwego. | Powered by Wordpress. Fresh News Theme by WooThemes - Premium Wordpress Themes.