– O czym mówisz?– Martin, jesteś bardzo tajemniczym człowiekiem...

Pokaż mi serce nie opętane zwodniczymi marzeniami, a pokażę ci człowieka szczęśliwego.

Cho­ciaż i w moim życiu jest wiele faktów, których raczej wolałbym nie wyciągać na światło dzienne, lecz w twoim wypadku to coś innego.
Martin słuchał z pozoru obojętnie, lecz jego oczy nagle ledwo dostrzegalnie się zwęziły.
– Niewiele jest rzeczy mnie dotyczących, które nie są znane w Crydee.
– Tak, to prawda, ale właśnie to niewiele nie daje mi spokoju.
– Nie ma sensu, abyś się tym zajmował, Amos. Jestem Wielkim Łowczym księcia Borrica i nikim więcej.
– Chyba jednak kimś więcej, Martin – powiedział Amos po cichu. – W ciągu siedmiu lat włóczenia się po ulicach miasta, kiedy nadzorowałem jego odbudowę, nasłuchałem się na twój temat wielu plotek. Jakiś czas temu poskładałem drob­ne fragmenty w całość i oto pojawiła się odpowiedź. Tłuma­czy ona, dlaczego, kiedy widzę cię w towarzystwie Aruthy, a szczególnie Księżniczki, twoje zachowanie ulega zmianie, chociaż, przyznaję, ledwo dostrzegalnej.
– Amos, snujesz starą jak świat i wyblakłą bajdę. – Martin zaśmiał się. – Co, wydaje ci się, że jestem biednym myśliwym zakochanym po uszy w młodej Księżniczce? My­ślisz, że kocham Carline?
– Nie, chociaż nie mam najmniejszej wątpliwości, że da­rzysz ją miłością. Miłością, jaką każdy brat darzy swą siostrę.
W ułamku sekundy Martin wyciągnął do połowy nóż, lecz nie zdążył więcej. Amos chwycił go za nadgarstek. Potężny i silny jak tur żeglarz trzymał rękę Martina w stalowym uchwy­cie, tak że Łowczy nie mógł wykonać najmniejszego ruchu.
– Martinie, powstrzymaj swój gniew. Nie zmuszaj mnie do wyrzucenia cię za burtę, abyś się trochę ochłodził.
Martin zaprzestał beznadziejnego szamotania i rozprosto­wał palce na rękojeści noża, który wślizgnął się z powrotem do pochwy. Amos trzymał jego rękę jeszcze przez moment, a potem puścił.
– Ani ona, ani j ej bracia nie wiedzą o tym – powiedział po chwili milczenia Martin. – Aż do dzisiaj wydawało mi się, że tylko Książę i może jedna czy dwie osoby wiedzą. Jak się dowiedziałeś?
– To nie było trudne. Ludzie bardzo często nie zauważają tego, co mają przed nosem. – Amos odwrócił się i obser­wował żagle, bezwiednie sprawdzając pracę załogi. – Wi­działem portret Księcia w wielkiej sali. Gdybyś zapuścił brodę, jak on, podobieństwo aż biłoby w oczy. Wszyscy mieszkańcy zamku mówią, jak to Arutha z każdym rokiem coraz mniej przypomina matkę, a coraz bardziej ojca. Od chwili pierwszego spotkania ciągle nie dawało mi spokoju, dlaczego nikt nie za­uważa, jak bardzo młody Książę przypomina również ciebie. Sądzę, że po prostu jest im z tym wygodniej. Zresztą to wiele wyjaśnia: dlaczego książę Borric obdarzył cię specjalnymi względami, dając pod opiekę starego Łowczego, i dlaczego ty zostałeś wybrany nowym Wielkim Łowczym, kiedy stało się to konieczne. Podejrzewałem to już od pewnego czasu, ale dziś w nocy nabrałem pewności. Kiedy wszedłem na górny pokład z dołu i spostrzegłem was obu, wpatrzonych w gwiaz­dy, przez dobrą chwilę nie mogłem się zorientować, który jest który.
– Amos, jeżeli piśniesz komuś choć słówko, zabiję cię – powiedział Martin spokojnym, pozbawionym wszelkich emocji, głosem.
Amos oparł się wygodniej o reling.
– Należę do ludzi, Martinie Długi Łuk, którzy kiepsko znoszą, kiedy się ich straszy.
– To sprawa honoru.
Amos skrzyżował ramiona na piersi.
– Książę Borric ani nie jest pierwszym, ani ostatnim pa­nem, który jest ojcem bękarta. Wielu z nich otrzymuje nawet stanowiska i tytuły. W jaki niby sposób honor księcia Crydee miałby być narażony na szwank?
Martin chwycił mocno za poręcz relingu. Stał nieruchomo w mroku nocy, jak posąg. Słowa, które wypowiadał, wydawały się przychodzić jakby z daleka.
– Nie jego honor, kapitanie, lecz mój. – Stanął twarzą w twarz z Amosem. W jego oczach płonęły ognie, odblask światła rzucanego przez latarnię. – Książę dowiedział się o moich narodzinach i z tylko sobie znanych powodów spro­wadził mnie do Crydee, kiedy byłem jeszcze bardzo mały. Jestem pewien, że powiedział o wszystkim ojcu Tully'emu, Książę ma do niego, pełne zaufanie. Być może Kulgan wie również. Żaden z nich jednak nie podejrzewa, że ja też znam prawdę. Wydaje im się, że nie wiem nic o swoim pocho­dzeniu.
– Trudny problem do rozwiązania, Martin. – Amos po­gładził się po brodzie. – Sekrety w sekretach, i tak dalej. No cóż, masz moje słowo, dane z przyjaźni, a nie ze strachu przed groźbą, że nikomu o tym nie powiem, chyba że za twoim przyzwoleniem. Chociaż, jeżeli właściwe oceniam Aruthę, wkrótce i on się domyśli.
– Tylko ja będę o tym decydował, Amos, nikt inny. Być może któregoś dnia mu o tym powiem, a może nie. Amos odepchnął się od relingu.
– No, czas już na mnie, jeszcze mam dużo roboty przed spaniem. Chcę ci jednak powiedzieć jeszcze jedno, Martin. Obrałeś sobie samotny kurs, nie zazdroszczę ci tej wędrówki. Dobranoc.
Copyright (c) 2009 Pokaż mi serce nie opętane zwodniczymi marzeniami, a pokażę ci człowieka szczęśliwego. | Powered by Wordpress. Fresh News Theme by WooThemes - Premium Wordpress Themes.